Macki Schrödingera to najnowsza książka Wiktora Hajdenrajcha! Fantasmagoryczna przygoda trójki ludzi wplecionych w wir wydarzeń, który całkowicie zmienia ich tożsamość – pisząc dla nich scenariusz w którym odnajdują się coraz mniej po omacku… Oddajmy jednak głos samemu Autorowi:
W MAJU 1984 ROKU, po przeczytaniu książki Zew Cthulhu Lovecrafta, przeżyłem rodzaj załamania. Zacząłem się najzwyczajniej bać. Wyobraźnia, uruchomiona przez trigger o nazwie Cthulhu, podsuwała mi gotowe obrazy z powieści. Za oknem śpiewały lelki kozodoje (one nie gniazdują w Olsztynie…), w lesie widziałem Czarną Kozę, a Łyną płynęły ciała potworów. Po głowie, zaprzątniętej wtedy pracą magisterską z dziedziny separacji gryki, w miejsce opisu ruchu nasiona na taśmie gumowej za pomocą rachunku różniczkowego, weszły obrazy z powieści. Nigdy wcześniej żadna z przeczytanych książek, nawet Piknik na skraju drogi Strugackich, nie wywarła na mnie tak piorunującego wrażenia. Upłynął czas. Siła rażenia Lovecrafta nieco zmalała, ale fascynacja pozostała.
Fenomen Lovecrafta i jego kultu Cthulhu polega chyba na pewnej prostocie oddziaływania i uruchamianiu ukrytych głęboko strachów i obaw, zepchniętych do podświadomości, przykrytych racjonalizmem, ale ciągle pulsujących i próbujących wydobyć się na powierzchnię. Ja wtedy, w maju 1984 roku, irracjonalnie się bałem. To było silne, dojmujące uczucie, z którym zupełnie nie wiedziałem, co robić, ale miałem wrażenie, że siedziało we mnie już wcześniej.
Chciałem też, żeby ta książka była hołdem dla kobiet, które w powieści są PARTNERAMI facetów, zawsze na równych zasadach. Bo tylko takie uporządkowanie świata może go ocalić przed nieuchronną zagładą, w którą wpędzą nas w końcu ci durnie i ignoranci, nienasyceni żądzą władzy.
Macki Schrödingera to ostrzeżenie. Głupcy, których ludzie wybierają do tak zwanej „władzy”, po przekroczeniu Rubikonu potwierdzenia, że zostali wybrani, nagle dostają ze swojego osobliwego nieba impuls, który w ich własnych oczach czyni ich wszechmądrymi. W rzeczywistości zawsze byli, są i pozostaną głupcami, ignorantami, pasożytami, ale mają w ręku narzędzia, które sami im dajemy: aparat przymusu oraz aparat prawodawczy. I doskonale o tym wiedząc, mogą dowolnie łamać wszelkie reguły, łącznie z prawami fizyki, bo ich, „wybrańców”, one nie dotyczą. I gdyby robili to jedynie na własny użytek, to nawet niech pozdychają, kilku głupców mniej na świecie. Oni, niestety, robią to kosztem mojego bezpieczeństwa, mojego zdrowia i w końcu życia.